Rozdział 25

PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO! Ale wreszcie jest. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Rozdział nie jest jeszcze sprawdzony, bo jestem właśnie w trakcie pakowania się, jutro wracam do niemiec. Kocham, Dems x. 

___
-Harry-

Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do kuchni, po czym usiadłem na czarnym, barowym krześle. Okręciłem się i wytarłem tłuste ręce o spodnie, uśmiechając się do siebie. Alicia była w moich oczach niezłym okazem i perfekcją. Niska, drobna i z idealnymi krągłościami, każdy facet by jej chciał. Zamarłem przypominając sobie noc, gdy znalazłem ją zakrwawioną i pobitą. Byłem pewien, że stało się jej coś złego i wiedziałem, że Nick podniósł na nią rękę, sprawiając rany.

Spuściłem wzrok na podłogę. Ten pojebaniec umrze. Żaden mężczyzna nie ma prawa podnosić ręki na kobietę, nie ważne co ta zrobi. Jestem pewien, że żadna kobieta nie uniosłaby ręki na swojego chłopaka za zdradę czy inną głupotę.

Nie, ale piszą piosenki o zerwaniu, a te stają się hitami.

Wyszczerzyłem się na myśl o tym, panienka Swift na pewno wyda kolejny hit, ale szczerze mówiąc mi to nie przeszkadzało. To jej życie i robi co chce, a ja szanuję takie kobiety. Co się stało, to się nie odstanie; Nie mogłem tego zmienić, nawet gdybym chciał. Ale chciałem zmienić to, co stało się z Alicią, biedna dziewczyna utknęła w windzie i miała inne gówna w życiu.

Gdyby nie to, wcześniejsza sytuacja by się nie przydarzyła.

Niestety, to była prawda. Strasznie mi się to podobało. Moje ręce na jej małych, delikatnych plecach, pieszczące jej skórę. Patrzyłem, jak jej ramiona drżą z rozkoszy pod moimi dłońmi. Miło było wiedzieć, że mogę doprowadzić kobietę tylko małymi dotykami tu i tam. To zdecydowanie podniosło moją samoocenę o dawaniu rokoszy. Odwróciłem głowę, gdy usłyszałem otwieranie drzwi i z pokoju wyszła Alicia, ubrana sweter z długim rękawem i szare, stare spodnie dresowe.

Alicia spojrzała na mnie, po czym spuściła wzrok i ruszyła do kuchni. Pochyliłem się na stołku barowym i położyłem dłonie na marmurowej powierzchni. Otworzyła lodówkę i wzięła butelkę zimnej wody, po czym postawiła ją na blacie. Widziałem profil kawałek jej odbicia i uśmiechnąłem się zadowolony, gdy jej policzki pokryły się różem. 

- Chciałbyś coś? - spytała Alicia czystym głosem. A wydawało mi się, że nie będzie w stanie mówić. Uśmiechnąłem się.

- Jasne. - powiedziałem. - Sałatka byłaby dobra.

Odwróciła do mnie głowę, na jej twarzy malował się szok.

- Chcesz sałatkę? - w głosie zabrzmiało niedowierzanie. Pokiwałem głową i wyszczerzyłem się. 

- Dlaczego, nie umiesz robić sałatki? Pokażę ci. - już miałem wstać, gdy usłyszałem głos Alici. 

- Przestań. - usiadłem i spojrzałem na nią z ubawieniem. - Wiem, jak zrobić sałatkę. Zrobię ci ją.

Było widać, że wkurzyła ją moja uwaga i to wywołało na mojej twarzy. Wkurzanie jej mnie podniecało. Nie mogłem się doczekać, aż się zdenerwuje. Wpatrywałem się, jak porusza się po kuchni. Zdawała sobie sprawę z tego, że się w nią wpatrywałem. Podeszła do lodówki i wyciągnęła malinowy sos oraz paprykę. Spojrzałem na nią zdziwiony.

- Alicia, chciałem sałatkę.

- Wiem. - powiedziała poirytowana. - Zrobię ci ją. - odwróciła się do mnie i rzuciła najsłodszy i najbardziej uroczy uśmiech na świecie. - Po tym wszystkim muszę ci podziękować za uratowanie mi życia i za miły masaż.

To była zadziwiająca, nagła zmiana postawy i wywołało u mnie uśmiech, gdy zaczęła dodawać składniki do miski. 

- Skoro już o tym mówisz, chciałbym odebrać swoją zapłatę.

- I jak to zrobisz? - spytała. Zachichotałem, a Alicia odwróciła się do mnie. Oparłem podbródek na dłoniach.

- Chciałbym odebrać zapłatę w tobie.

Jej niebieskie oczy rozszerzyły się. Wpatrywałem się, jak mocno wciąga powietrze. Na jej twarzy malował się szok i nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu, by popchnąć ją trochę dalej. Wtedy skierowała wzrok na mnie i odwróciła się, wracając do robienia sałatki.

- Co? - spytałem. - Spytałaś mnie, więc odpowiedziałem. I, tak poza tym, jesteś moją studentką, prawda? 

Chwilę zajęła jej odpowiedź. 

- Jestem, ale wiesz co? Nie myślę bez przerwy o seksie tak jak ty.

Udaję skrzywdzonego jej słowami.

- Nie myślę ciągle o seksie!

Odwróciła się, a koniuszki jej ust lekko uniosły się do góry.

- Jest tak, Harry. - wpatrywałem się w nią, a ona przewróciła oczami. - Twoja sałatka jest gotowa.

Podeszła do mnie i postawiła miskę oraz widelec. Spojrzałem w dół, przewróciło mi się w żołądku. Uniosłem wzrok na Alicię, a ona przechyliła głowę na bok. 

- Nie pasuje?

- Ja, um… - odsunąłem miskę z grymasem. - Nie mam ochoty na sałatkę. - te słowa sprawiły, że Alicia się lekko uśmiechnęła, pokazując zęby. Wzięła miskę i wsadziła ją do lodówki. Z pewnością poruszała się z wdziękiem. Fakt, że była drobna sprawiał, że była o wiele seksowniejsza. 

Alicia odwróciła się, gdy oblizywałem usta. Jej wzrok się na nie skierował, po czym przeniósł się na moje oczy. Miała coś w dłoniach. Uśmiechnąłem się zauważając, co to, maoam i kinder joy. Alicia podała mi Kinder Joy i uśmiechnęła się jak małe dziecko. Jej wielkie oczy świeciły.

- Pomyślałam, że wolałbyś to.

Wziąłem słodycz z jej ręki i powoli ściągnąłem folię. Spojrzałem na Alicię i uśmiechnąłem się, przenosząc wzrok na maoam.

- Nie podzielisz się? 

Alicia prychnęła i przysunęła paczkę słodyczy bliżej do siebie.

- Dałam ci twoją część, bierz to albo zostaw.

Dotknąłem papierka językiem napawając się cudownym smakiem, a Alicia uśmiechnęła się.

- Nie martw się. - powiedziałem. - Wezmę to. - uśmiechnąłem się głupio, po czym przejechałem wzrokiem po całej długości jej ciała. - I ciebie.

Alicia uniosła brwi, po czym odwróciła wzrok. Wpatrywałem się, jak otwiera paczkę i wkłada sobie do buzi jedno maoam. Przez jakiś czas trwała niezręczna cisza, a Alicia wyglądała jakby przez jej głowę przelatywało dużo myśli.

- Dziękuję. - powiedziała cicho.

- Za? - spytałem.

- Nie zostawienie mnie czy pozwolenie bym umarła w windzie.

Wpatrywała się we mnie, a emocje wymalowane na jej twarzy mnie zadziwiały. Jej niebieskie oczy pociemniały, a skóra na jej czole pojawiły się zmarszczki.

- Nie marszcz czoła. - powiedziałem. - Nie wygląda to u ciebie dobrze.

Alicia zdziwiona szeroko otworzyła oczy, w tym samym momencie przestała marszczyć czoło.

- Poza tym nie musisz mi dziękować. To moja robota na ciebie uważać, to właśnie robią przyjaciele.

- Jesteśmy przyjaciółmi? - oczy Alicii z powagą wpatrywały się w moje. Wydaje mi się, że mogła zajrzeć w głąb mojej duszy przez intensywność swojego spojrzenia. To mnie stresowało. Zdezorientowany jej pytaniem nie odpowiedziałem od razu, co było dla mnie nietypowe. Byłem rozmówcą i zawsze miałem odpowiedź, ale pytanie Alicii mnie zatrzymało. Spojrzałem na jajko i zjadłem resztę czekolady. Nie oderwałem wzroku od papierka, odpowiadając. - Chcesz być przyjaciółmi?

Uniosłem głowę i natrafiłem na bacznie obserwujące mnie oczy Alicii. Teraz nadeszła jej kolej na bycie zszokowaną. Na jej twarzy malował się strach. W jej oczach widziałem czujność, a jej usta się rozchyliły. Wpatrywała się we mnie, tym razem z przerażeniem, że mogę zrobić jej coś złego. Odwróciła wzrok i widziałem, jak zaciska dłonie w pięści.

- Alicia? - spytałem przejęty. Uniosłem się trochę, a Alicia szybko się odsunęła. 

- Zostań gdzie jesteś! 

- Alic…

- Zamknij się, Harry!

- Ja…

- Przestań mówić!

Zamiast słuchać wstałem z krzesła i ruszyłem w jej kierunku. Zaczęła się wycofywać, wpatrzona we mnie.

- Harry, ruszysz się, a ja…

- A ty co? - spytałem bardzo wulgarnie, przez co strach przeleciał przez oczy oraz ciało Alicii. Zatrzymałem się przed nią i złapałem jej ramiona w próbie powstrzymania jej krzyku. - Przestań. - powiedziałem wyraźnie każde słowo. - Nie zrobię ci nic, rozumiesz?

Nie chciałem być teraz taki dominujący, ale Alicia mnie przerażała. Jej reakcja na moje zwykłe pytania wydawała się być jakąś dziwną furią. Jedyne czego chciałem to jakiś seks na pogodzenie, by poprawić jej humor.

Życie nie kręci się wokół seksu, ty idioto.

Zignorowałem ten wkurzający głos w mojej głowie i wpatrywałem się w Alicię.

- Oddychaj. - powiedziałem spokojnie i przestałem ściskać jej ramiona. Była taka mała i to mnie przerażało, ponieważ wyraz jej twarzy wyrażał coś gorszego niż strach. Wydawało się jakbym w każdej chwili mógł ją uderzyć czy kopnąć. 

Ostro wciągnąłem powietrze i odwróciłem się. Potrzebowała teraz trochę czasu na osobności, więc zdecydowałem, że pójdę do salonu. Zanim wyszedłem z kuchni odwróciłem się, by zobaczyć łzy wypływające z jej oczu niczym wodospady. Moje serce się ścisnęło, więc odwróciłem głowę i zatrzymałem wzrok na swoich bosych stopach. Poszedłem do salonu i rzuciłem się na kanapę, po czym schowałem twarz w dłoniach.

- AAAHHH! - krzyknąłem, dłonie stłumiły dźwięk.

Potarłem twarz obiema dłońmi i opuściłem głowę. Westchnąłem i odsunąłem ręce, po czym spojrzałem na marmurowe kafelki. Nie miałem pojęcia co właśnie stało się w kuchni i nie chciałem na nowo tego przeżywać. Miałem dosyć reakcji Alicii na mnie; przecież nie zrobię z niej swojej torby treningowej. Pochyliłem się do tyłu i oparłem głowę o sofę, po czym zamknąłem oczy.

 Miałem to specyficzne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Otworzyłem oczy i pierwszym co zobaczyłem był sufit. Przez chwilę się w niego wpatrywałem, po czym opuściłem głowę, by zobaczyć Alicię. Na jej twarzy nie było żadnej ekspresji, ale jej oczy były czerwone i spuchnięte. Przez parę sekund się w nią wpatrywałem, po czym posunąłem się i poklepałem sofę.

- Chcesz usiąść? 

Pokiwała głową, ale nadal stała wpatrzona w podłogę. Jej mokre, kręcone włosy były rozczochrane i chciałem ją przytulić oraz powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jednak ona nie chciała, bym jej dotykał, a ja miałem zamiar tego przestrzegać.

- Alicia? 

Uniosła głowę i spojrzała na mnie pustym wzrokiem. Starałem się nie mieć na twarzy wymalowanego współczucia, więc zamiast tego pozwoliłem, by na mojej twarzy pojawił się brak zainteresowania. Odwróciłem wzrok i miałem nadzieję, że Alicia usiądzie i ze mną porozmawia. Kącikami oczu widziałem jak siada i patrzy przed siebie. Rozciągała się cisza, póki nie zadzwonił telefon. Obydwoje odwróciliśmy głowy w kierunku małego stolika, na którym leżał srebrny telefon. Nadal dzwonił i po mieszkaniu rozbrzmiewało echo jego dźwięku. Wiedziałem, że Alicia go nie odbierze, więc wstałem i spoglądając na zdziwioną Alicię odebrałem.

- Halo?

- Alici… Czekaj, kim jesteś?

- Ty dzwonisz, więc kim ty jesteś? - spytałem, a zaniepokojona Alicia wstała.

Podeszła do mnie i wyciągnęła dłoń. Odsunąłem telefon od ucha i podałem jej, a ona przysunęła go do ucha.

- Halo?

Przypatrywałem się jak rozmawiała z osobą o imieniu Kao, dziwne imię. Powiedziała mu, że wszystko z nią dobrze i skłamała, że zapomniała zadzwonić. Uśmiechnąłem się lekko opadając na kanapę. Nie zapomniała, to ja sprawiłem, że zapomniała. Wpatrywałem się jak odkłada telefon i odwraca się do mnie.

- Odejdź, Harry. - powiedziała, a jej głos brzmiał zbyt spokojnie. Coś było nie tak. Jako zarozumiała osoba uśmiechnąłem się do niej.

- Nie ma mowy, skarbie. Nadal nie nauczyłem ci…

- Nie chcę się teraz uczyć! - przerwała mi. Szybko wzięła uspokajający oddech i spojrzała na mnie ze złością w oczach. - Wyjdź natychmiast. - zacisnęła zęby.

- Dlaczego? - spytałem, napawając się tym.

- Ponieważ! - rozbawiony wpatrywałem się jak jej zachowanie zmienia się z rozpaczy i przerażenia do bardzo wkurzonej osoby. To był cudny widok. Nie słyszałem ani słowa które wypowiadało, ale zauważyła, jak moje koniuszki ust się unoszą, aż w końcu całkiem się uśmiecham, pokazując zęby.

- Harry, przestań się uśmiechać i wyjdź! - Alicia podeszła do mnie i złapała moje dłonie. Pociągnęła mnie, przez co trochę się uniosłem, ale nie wstałem. - Proszę, Harry! Kao i moi bracia zaraz tu będą i jeśli cię zobaczą to cię zastrzelą. Wyjdź, proszę.

Ostatnie zdanie brzmiało bardzo błagalnie, więc musiałem odpuścić, ponieważ nie chciałem być zestrzelony. Alicia nie przesadzała; jej brat Neal był bezwzględny, jeśli chodziło o jej bezpieczeństwo, tak samo jak jej dwóch innych braci i ojciec. Nigdy ich nie lubiłem, nienawidziłem ich. Zawsze patrzyli na mnie z góry i byłem pewien, że nadal tak było, chociaż wspiąłem się po drabinie społecznej i osiągnąłem samą górę. Mając pieniądze i wszystko nadal byłem obserwowany z góry przez rodzinę Travie. 

Jednak Alicia była trochę inna, przynajmniej ja tak myślałem. Nagle ogarnęła mnie złość, dlaczego chciała, bym wyszedł? Wstałem i spojrzałem na nią, na pewno wyglądałem na złego.

- Dlaczego chcesz bym poszedł? Mogłabyś powiedzieć swoim braciom i Kao, że jesteśmy przyjaciółmi.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi! - krzyknęła Alicia. - Nie jesteś nikim poza głupim nauczycielem seksu! A teraz wyjdź, Harry! Nie chcę cię nieżywego.

Te słowa we mnie uderzyły, jednak kontrolowałem swoją złość i nadal wpatrywałem się w Alicię.

- Oczywiście. Wyjdę.

Ulga pojawiła się na twarzy Alicii, co jeszcze bardziej mnie uderzyło. Nie chciała mnie, więc co ja tu do cholery robiłem? Okrążyłem Alicię i ruszyłem do łazienki do gości, gdzie trzymałem swoje rzeczy. Nadal były mokre, jednak mogłem je założyć. Ściągnąłem spodnie dresowe i założyłem na siebie swoje ubrania. Złość i ból nadal przechodził przez moje ciało.

Ona jest zła stary, nie daj jej się do ciebie dostać.

- Czy możesz się już zamknąć?! - krzyknąłem do głosu w mojej głowie.

Wzburzyłem włosy i poszedłem do salonu, gdzie położyłem dresy na podłodze. I tak później je podniesie. Zobaczyłem, jak Alicia chodzi po pokoju i wygląda na zaniepokojoną. Wydawało się, że zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Uniosła głowę w moim kierunku.

- Nadal nie wyszedłeś? Proszę idź sobie, nie chcę, byś miał problemy. 

Już miałem otworzyć buzię i odpowiedzieć, kiedy usłyszałem głosy na korytarzu. Razem z Alicią zamarliśmy w strasu, gdy ktoś wystukiwał kod.

- Kurwa. - wymamrotałem i odwróciłem się, po czym ruszyłem do łazienki Alici, po drodze łapiąc dresy. Wiedziałem, że Alicia będzie mnie szukała i będzie wypełniała ją panika, ale nie było mowy, bym dał się przyłapać przez jej braci. Musiałem ratować własną skórę. Otworzyłem drzwi łazienki i szybko je za sobą zamknąłem.


- Alicia! - usłyszałem damski głos wypełniony ulgą i uśmiechnąłem się. To była Liberty. W tym samym momencie mój uśmiech zniknął, warknąłem. Utknąłem w łazience Alici na dosyć długi czas.