Rozdział 4

~Harry~
- Dała mi najlepszy popęd seksualny na świecie. - powiedziałem do Eda, popijając piwo. Byłem w barze z jednym z moich najlepszych kumpli, Ed’em Sheeran’em i nie mogłem pozbyć się tej dziewczyny, Alici, z głowy. Nie, żebym był zakochany czy coś takiego, ale chciałem jej.
- Więc po prostu zrób to, co zawsze robisz. - odezwał się Ed - Zaproś ją na drinka, pogadaj, trochę dotykania tu i tam, a potem uprawiajcie seks. - zaśmiałem się cicho.
- Gdyby to tylko było takie łatwe. To nie ten typ; powinieneś zobaczyć ją w pokoju nowożeńców. Stary, jej kształty są po prostu zachwycające.
Oblizałem usta i odtworzyłem w głowie nasze migdalenie, była bardzo dobra w całowaniu, a jej usta były takie soczyste i idealne. Po raz pierwszy całowanie dziewczyny naprawdę sprawiało mi przyjemność. Przypomniałem sobie rozmowę z Liberty, pod czas której cały czas wpatrywałem się w Alicię. 
- Chcesz, żebym zabrał kucyka? - spytałem Liberty - I zasmucił Hope? - udałem smutek. Spojrzałem na Alicię, ręce trzymała za plecami i wpatrywała się w ziemię. Byłem na 100% pewien, że czuje się niezręcznie, ale podobało mi się to - Alicia. - powiedziałem, odciągając ją od myśli. Spojrzała na mnie.
- Tak? - spytała niepewnie.
- Czy uważasz, że powinienem zabrać kucyka? - spytałem, a ona wpatrywała się we mnie z lekkim rumieńcem pojawiającym się na policzkach. Przeniosła wzrok na Liberty.
- Rozważasz zajęcie się nim? - jej pytanie było skierowane do mnie, pełne sarkazmu. Pogrywała sobie ze mną, fajnie.
- Nie. - odpowiedziałem, wpatrzony w nią.
- Więc może nie powinniśmy go zatrzymywać. - wzruszyła ramionami, a Liberty się zaśmiała, przyglądając się nam.
- No dobrze. - powiedziała Liberty z nutką rozbawienia w głosie - Zatrzymam go, na litość boską.
I wtedy ktoś zawołał Alicię, a ona odeszła nie żegnając się. Liberty przytuliła mnie i pożegnała mnie w jej imieniu. Zaraz po tym nie chciałem już dłużej spędzać czasu z Travies’ami, lekceważącymi istotami, więc po prostu odszedłem odprowadzany spojrzeniem pana młodego, Neala. Uśmiechnałem się do siebie samego, odchodząc. Nie wiedziałem dlaczego poszedłem na tą imprezę, ale byłem szczęśliwy, bo inaczej nie migdaliłbym się z Alicią.
- Idź się z nią spotkaj? - propozycja Ed’a wyrwała mnie z myśli, tylko czy on zwariował?  Mówiliśmy o rodzinie Travies, jesteśmy wrogami. Poszedłem na wesele tylko po to, by narobić zamieszania, chociaż i tak mi się nie udało.
- Zwariowałeś? - spytałem z niedowierzaniem - Ona jest Travie, ja Styles. Jesteśmy oddzieleni o mile.
- I kończycie w jednym pokoju, całując się jakby nie było jutra. - Ed parsknął śmiechem, a ja się uśmiechnąłem.
- Nieprawdopodobne, co?
- Bardzo. - Ed pokiwał głową i zamówił kolejnego drinka. Po zapłaceniu kelnerowi o wiele więcej, niż powinien, wziął drinka i mrugnął kilka razy. Byłem pewien, że będzie dzisiaj nieprzytomny - Możesz mi przypomnieć, czemu jesteście wrogami? 
- Rodziny są wrogami. - poprawiłem - Jej tata odciął nas od pieniędzy, ponieważ moja mama nie była w stanie zapłacić za paliwo, którego używaliśmy. Mają wielgaśny biznes z ropą, znajdują ją. - smutny pokiwałem głową - Są nadziani i nie potrafią dać ani trochę na cele dobroczynne. - Ed czknął.
- Alicia też taka jest? 
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami - Ale nie obchodzi mnie to, muszę ją zobaczyć. - Ed kilka razy pokiwał głową, po czym głośno beknął.
- Szkoda, że jutro wyjeżdżasz do Nowego Jorku. - na jego słowa jęknąłem niezadowolony i przejechałem dłonią po włosach.
- Dzięki za przypomnienie. - wysyczałem z frustracją i spojrzałem na Eda. Jego ciało było słabe i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Objąłem go dłonią w pasie i pomachałem do kelnera. Wyszliśmy z baru, a wakacyjne powietrze wypełnione potem i namiętnością mnie uderzyło. Było wilgotno, a ja zacząłem się pocić i przegrywać z wagą Eda. Męczyłem się, starając się utrzymać go na nogach, gdy dzwoniłem po taksówkę. Nie było mowy, bym jechał w takim stanie.
Po rzuceniu Eda na łóżko w jego domu wróciłem do taksówki i zasnąłem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Przepraszam, młody człowieku. - podniosłem głowę i spojrzałem na źródło głosu. Był to mężczyzna w średnim wieku z łysą głową. Spojrzałem na jego strój i usiadłem, pocierając oczy.
- Przepraszam. - wygramoliłem się z samochodu. Wyciągnąłem portfel, po czym podałem mu pieniądze bez liczenia ich - Reszta dla pana. - mruknąłem sennym głosem i stanąłem na progu mojego domu chcąc otworzyć drzwi, które, ku mojemu zdziwieniu, były już otwarte. To sprawiło, że od razu się wybudziłem. 
- Kto tu jest? - zawołałem, łapiąc kij do krykieta, najlepszą broń, jaką w tej chwili mogłem znaleźć. Echo moich kroków rozchodziło się po domu, a jakiś cień zaczął zbliżać się w moim kierunku. Uniosłem kij i wydałem z siebie okrzyk wojenny.
- ŁOŁ! - krzyknął nieznajomy i odsunął się - Harry! - zamknąłem oczy i rozpoznałem głos, gdy do mnie dotarł.
- Caroline! - syknąłem zdziwiony i opuściłem kij. Moja 32-letnia była przeniosła się w miejsce, gdzie padało słabe światło i wyglądała na zszokowaną moją reakcją. Jestem cholernie pewien, że była zdziwiona. 
- Chciałam tylko pogadać, nie wiedziałam, że będziesz nachlany. - powiedziała Caroline i rzuciła mi potępiające spojrzenie - Mówiłam ci, żebyś nie chlał kiedy wiesz, że….
- Jezu! - wybuchnąłem, przerywając jej tym samym - Przyszłaś tu, żeby ze mną porozmawiać, czy żeby mnie pouczać? 
Upuściłem kij na ziemię i poszedłem do salonu, rzucając się na sofę. Rozłożyłem nogi, a jedną dłonią drapałem się po podbródku. Ziewnąłem, gdy Caroline usiadła naprzeciwko mnie.
- Co? - chapnąłem - Nigdy nie widziałaś nikogo pijanego? - za każdym razem gdy byłem zły robiłem się głośny i niebezpieczny, było to problematyczne i zawsze przerażało moich kolegów z zespołu.
- Nic. - mruknęła Caroline, wyglądająca na zszokowaną - Zaprowadzę cię do łóżka. - zaproponowała, wstając.
- Sam mogę to zrobić! - krzyknąłem i machnąłem ręką, jakbym odganiał muchę - Po prostu wyjdź, nie jestem w nastroju na rozmowy. Czy seks. - dodałem po chwili. Caroline cofnęła się i twardo pokiwała głową.
- Pójdę już.
- Wiesz, gdzie jest wyjście. - wysyczałem, zamykając oczy. Usłyszałem trzask drzwi i cicho westchnąłem. Wiem, że nie powinienem był być wredny, ale jestem pijany. Wstałem, przytrzymując się sofy i przez chwilę się kiwałem, po czym upadłem na podłogę.
- Ał. - skrzywiłem się, czując uderzenie, ból rozciągał się po moich plecach. Wiedziałem, że i tak nie uda mi się wstać, więc ułożyłem się tak wygodnie, jak tylko mogłem na taflowej podłodze. Po chwili kręcenia się i układania głowy na brzegu sofy, odpłynąłem.
*
- Harreh! 
- Idź sobie. - wyjęczałem, ruszając głową, gdy uderzyła o podłogę. Szybko się ocknąłem. Mój wzrok był rozmazany, więc potarłem oczy, pozbywając się brudu. Gdy tylko nabrały ostrości, spojrzałem na Nialla z udkiem kurczaka w buzi.
- Musimy jechać, bracie. - odezwał się. Wstał, a ja pokręciłem głową, chcąc jakoś rozruszać szyję. Upicie się ostatniego wieczoru nie było zbyt dobrym pomysłem, tym bardziej, że dzisiaj jechałem do Nowego Jorku. Zamrugałem i powoli wstałem z podłogi, nastawiając stawy.
- Aaaaaaah! - wydobyło się z moich ust, gdy się rozciągałem.
- Wreszcie wstał. - usłyszałem i odwróciłem się do Liama szybko idącego do mnie. Podał mi jakieś ubrania, a ja na nie spojrzałem - Idź się przebierz. - powiedział Liam, po czym odszedł.
Ruszyłem do łazienki na pierwszym piętrze i szybko narzuciłem na siebie rzeczy, które dał mi Liam. Byłem zbyt zmęczony, by brać prysznic. Rzuciłem krótkie spojrzenie na odbicie w lustrze i stwierdziłem, że wyglądam okropnie. Rozkręciłem zimną wodę i przemyłem twarz, krzywiąc się. Wyszedłem z łazienki i od razu poszedłem do kuchni. Nie zawracałem sobie głowy wycieraniem twarzy; krople wody spływające po niej dawały orzeźwienia.
Louis krzątający się po kuchni podszedł do mnie i wytarł mi twarz ręcznikiem. Posadził mnie na krześle, po czym wziął szczotkę, wycisnął na nią pastę i wsadził mi ją w usta, szczotkując zęby.
- Czysta buzia to szczęśliwa buzia. - powiedział, nie przestając. Chciałem odsunąć głowę, ale Louis przytrzymał ją drugą dłonią, pierwszą nadal poruszając szczoteczką. 
- Fuj. - udało mi się powiedzieć, gdy pasta do zębów znalazła się na moim policzku.
- Wypłucz. - rozkazał Louis, podając mi szklankę wody. Wpatrywałe się w niego, biorąc trochę wody du ust, po czym trochę nią poruszałem w buzi i wyplułem ją do zlewu.
- To bolało. - powiedziałem, ocierając buzię wierzchem dłoni.
- Jedz. - szybko odpowiedział Louis - Mamy lot za pół godziny, a przez ciebie jesteśmy spóźnieni. - szybko zacząłem jeść mojego spalonego tosta i przełknąłem go. Mój żołądek tego nie lubił, ale byłem głodny. Zabójczo bolała mnie glowa i nadal czułem się nietrzeźwo. Zayn zaprowadził mnie do samochodu, odsłaniając moją twarz od słońca. Droga na lotnisko szybko zleciała; byłem na wpół obudzony, na wpół śpiący.
- Chodź, bracie. - Zayn pomógł mi wygramolić się z auta. Rażące słońce uderzyło moją twarz i cofnąłem się z niego, w jakiś sposób wywoływało jeszcze większe bóle głowy. Nawet nie zauważyłem, kiedy przeszliśmy obok ochrony, a ci zastępowali nam paszporty. Teraz siedzieliśmy w pierwszej klasie i drzemałem, wyciągając moje długie nogi. Poczułem trącanie na ramieniu.
- Co? - jęknąłem - Nie mogę spać w spokoju? - byłem strasznie wkurzony, miałem kaca, a chłopcy nie pozwalali mi dojść do siebie. Po tym nie poczułem już szturchania, ale słyszałem, jak rozmawiają szeptając. Później ich przeproszę, dodałem to do listy moich długich przeprosin. Caroline też należały się przeprosiny za moje wredne zachowanie, ale jak na razie, napawałem się moim wygodnym snem.

____________
Odpisała mi dzisiaj autorka Sex 101, zobaczyła zwiastun :)
I FUCKING LOVE IT! I CRY SO MANY FEELS!
Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę! To niesamowite. Zwiastun możecie zobaczyć tu > KLIK
No i.. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się podoba. Wiem, że jest dosyć szybko, ale… już mam nawet kolejny przetłumaczony, bardzo szybko mi to idzie. Muszę się trochę pohamować, bo dogonię autorkę! 

Kocham was, 
Dems.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz